Zalogowany jako: gość

Forum

Wątek: Wasi instruktorzy od orientacji przestrzennej

Wróć do listy wątków

1 z 2

Następna

1 z 26: gadaczka

Trochę już o nich było w innych wątkach, ale ten jest im przeznaczony. Jakich mieliście? Ciierpliwych, stanowczych, burkliwych, wyrozumiałych?
Dziękuję użytkownikom portalu Elten Link za możliwość obserwowania środowiska niewidomych. Stanowiło to dla mnie etap wstępny do pracy z niewidomymi na żywo.
08.07.2019 20:36

2 z 26: Zuzler

O pani, z którą miałam na samym początku do czynienia wiele się nie wypowiem. Fakt jest jednak taki, że poradziła nauczyć mnie podstaw chodzenia z laską i z przewodnikiem, więc była w miarę skuteczna. Natomiast chyba nie miała zbyt dobrego podejścia do dzieci, a przynajmniej do mnie, bo za cholerę nie chciała mi wyjaśnić, czemu ja nie mogę chodzić z laską, z którą chodziła koleżanka z klasy. Ta, którą mi dawała była po prostu odpowiedniejsza do wzrostu, ale ona mi tego nie wyjaśniła i na tej podstawie jak pamiętam się rozstałyśmy.
Po niej nastała druga pani - moim zdaniem wzór nauczyciela orientacji. Metoda pracy z nią jest prosta: chodzimy, najpierw ona pokazuje jak dojść, uczy punktów orientacyjnych, stara się przy okazji wyjaśnić jak wygląda całe otoczenie, sprawić, by uczony zrozumiał nietylko w który zakręt skręcić, ale też dlaczego akurat w ten, następnie najpierw uczony idzie sam, a ona obserwuje jak sobie radzi, a na końcu drogi mawiane są napotkane problemy. Na koniec zapewne doszłoby do tego, że uczony dostaje konkretne zadanie, czyli dotarcie do jakiegoś punktu w mieście na własną rękę i spotkanie się z nią już na miejscu, ale ja tego etapu już nie doświadczyłam.
Ostatni nauczyciel był taki sobie. Widział, że ja sobie w miarę radzę, nie tłumaczył nic. Gdy poprosiłam, by mi wzorem poprzednio opisywanej pani narysował jedno skomplikowane skrzyżowanie na ręce, żebym na szybko lepiej zrozumiała, nie wiedział w sumie jak się do tego wziąć. W sumie nie do końca był to kurs orientacji, bardziej przechadzka. Z tym, że ja szłam z laską, a on za mną czy tam obok. Nie powiem, że nic nie wyniosłam z tych lekcji, ale po prostu żeby coś wynieść, musiałam chcieć czegoś konkretnego i mu to zakomunikować.

08.07.2019 22:18

3 z 26: Monia01

Chyba nas, Zuzanno, dwie osoby uczyły te same, w każdym razie odczucia mam podobne.
*** ?? ??
08.07.2019 22:51

4 z 26: Zuzler

Chyba, Moniko, jest to całkiem realna opcja, aczkolwiek pani nr 2 uczyła raczej w podstawówce, a pan głównie w pogimnazjalnych o ile wiem.

09.07.2019 00:04

5 z 26: tomecki

Mnie uczyły dwie, w porywach do trzech osób, ale jedna się nie liczy, bo to takie baardzo nieoficjalne było i amatorskie. Jedna z wychowawczyń w internacie postanowiła jakoś tam dzieciom wytłumaczyć o co w tym tak mniej więcej chodzi i nawet to wychodziło. Działo się to jakoś w początkach nauki więc nie było tego dużo, ale zawsze coś i raczej nietypowo. NP. próba określenia kiernku na boisku na podstawie chociażby ciepła od słońca, przed zajęciem miejsca warto sprawdzić, czy krzesło nie jest czymś uwalone i takie tam. Plus podstawy podstaw chodzenia z kijem.
Potem była już orientacja prawdziwa, ale przyspieszona, bo trzeba było ogarnąć temat w rok, tym czasem w Laskach trzy lata to norma. Trafiła mi się bardzo mądra nauczycielka, bo stwierdziłą, że nie będzie mnie uczyć konkretnych dróg, bo przecież cholera wie gdzie w przyszłości będę jeździł, chodził itp. Kazała uczyć się samemu na zasadzie "przejdziemy raz, dwa czy ile tam chcesz i sam sobie zapamiętaj co chcesz, bo ludzie zwracają uwagę na różności i za cholerę nie dojdziesz tak od razu kto i jak". Oczywiście to nie było tylko chodzenie od punktu a do b i nauka techniki, bo jednak pani przyuważyła, że dobrze mi idzie z kierunkami geograficznymi, więc dostawałem zadania w rodzaju: to jest ulica na osi wschód zachód, krzyżuje się z inną, a na południowo wschodnim rogu skrzyżowania jest sklep. Do tego ileś informacji praktycznych, które przydadzą się wszędzie, a przy najmniej w Wawie, bo tam mieszkałem i raczej będę mieszkał dalej w rodzaju: z reguły przystanki są przed skrzyżowaniem, ale zdarza się inaczej albo, że na Centralnym pociągi jadące na wschód zawsze zatrzymują się na peronach 1 lub 2 i takie tam. Jedyne miejsca, których się faktycznie uczyłem to był wspomniany Dworzec Centralny, bo z tego się raczej korzysta, przejście podziemne przy metrze Centrum i jeszcze któreś, bo też będzie się z tego korzystać.
Tak w ramach ciekawostki, jako, że orientację zaczynałem w III klasie gimnazjum, pierwsze zadanie jakie dostałem to doprowadzić nauczycielkę z internatu do domu. Musiałem się dowiedzieć jakimi autobusami, jak z przystanku dojść itd, a nie było to takie oczywiste, bo w tamtym okresie dość często się przeprowadzaliśmy, a gimnazjum to nie jest niestety czas radosnych samotnych wycieczek dla większości niewidomków. Do tego wszystkieko konsekwentność. Nie ważne, że podczas tej pierwswzej wycieczki zaczęło padać, a ja się hm... zgubiłem, pomocy brak i trzeba kombinować. No i niemal ciągłe poprawianie techniki - a że ręka prosto, że laga nie bada lewej strony, a że zbyt wysoko końcóweczka, a że krawężnika kijem nie wymacałem więc wróć, jeszcze go raz. To się wydaje nudne, ale na prawdę uczy samodzielności.
Na koniec, gdy poszedłem na słynne studium na Tynieckiej też przysługiwały mi lekcje orientacji. Nie pamiętaj jak się babeczka zwała, ale waliła prosto z mostu i się w słowach nie pieściła hehe. Miała gdzieś jak idę z laską, bylebym doszedł o własnych siłach na miejsce nie gubiąc żadnych kawałków to ok. Tak w ogóle ta pani miała dwóch klientów jednocześnie i stwierdziła chyba po jednej lekcji, że daję sobie radę i orientacja mi niepotrzebna. W sumie to miała rację, zwłaszcza przy jej podejściu do tematu i więcej niż jednym zawodniku na raz, bo tempo to my mięliśmy różne.

09.07.2019 00:58

6 z 26: Monia01

Hm, może byłam wyjątkiem. ;) Układałaś coś z klocków lego? I miałaś samochodziki? Takie żeby je rozstawiać na skrzyżowaniach?
*** ?? ??
09.07.2019 14:33

7 z 26: Zuzler

Z klocków to nie, ale makietki ulic w A4 plastikowe i samochodziki owszem, się u pani nr 2 pojawiały. Poza tym oglądanie i rysowanie z pamięci planów trasy, której się uczyłam, rysowanie planów budynków, również wymyślonych. Z panem tylko chodzenie w okręlone miejsca, np na dworzec, dojazdy do ośrodka... Bardziej zajęcia pod kątem zdania samodzielki i mam wrażenie, że na odhacz się nieco.

09.07.2019 17:14

8 z 26: Monia01

No to tak, miałyśmy tą samą panią. Już nie pamiętam, po co były klocki, ale pamiętam, że były, co by mi coś wytłumaczyć.
*** ?? ??
09.07.2019 17:56

9 z 26: teletubis

hmm no ja miałam rożne osoby od orjentacji kilka było takich wzorow orjentacji co potrafią wytumaczyć, a były też takie nauczycielkico sie nie nadawały. Była pani ktora na pytanie ( gdzie jest apteka?) odpowiedziała (tam) i wskazała palcem.
noc taka ciemna, więc ja przyjemna
28.09.2019 21:50

10 z 26: sanklip

No nie,
to przebija wszystko.
Sygnatura: Cis najzieleńszy jest zimą; ma zwyczaj śpiewać kiedy płonie. Heilung - "Norupo".
30.09.2019 23:11

11 z 26: Dominiczkin

To, co teraz napiszę absolutnie nie tyczy się do kogokolwiek z was, bo jak wiemy wszyscy jesteśmy różni, ale na swoim przykładzie wyciągnąłem z tego wniosek jeden. Ważne jest jaką kto ma orientację i jakich nauczycieli od tej orientacji ma, to wiadomo, ale ja przekonałem się, że ja akurat do samodzielnego poruszania musiałem dojrzeć i do tego jak się do tej nauki orientacji zabrałem. Przede wszystkim trzeba przełamać lęk przed poruszaniem się samemu, żeby później się naprawdę odważyć samemu wyjść. Orientacja jest ważna w najbliższym otoczeniu, ale prawdą jest, że nie jest możliwe nauczyć się orientacji tak, aby wszędzie bezbłędnie dojść, bo fakt, że tak, jak tu była mowa nie wiemy gdzie i kiedy wylądujemy. nie twierdzę zatem, że ktoś z was do tego nie dojrzał, ale należy wziąć ten fakt pod uwagę, że to bardzo istotna sprawa. Co do nauczycieli orientacji oczywiście również ma porównanie jeden był cierpliwy bardziej, drugi mniej, trzeci załatwiał swoje własne sprawunki w między czasie, a jeszcze inny od a, do z zajął się nauką mnie. Nauczycieli było sporo, ponieważ z różnych względów zmieniali się i to niekoniecznie dla tego, że mi nie odpowiadali. Był jeszcze taki nauczyciel, który jak się ze mną umówił, to później zawsze coś mu wyskakiwało jakaś pilna sprawa, albo wypadek, albo zdarzenie losowe, że nie mógł udzielić mi lekcji orientacji.

20.11.2019 08:39

12 z 26: Julitka

Co do strachu i dojrzałości, w zupełności się zgadzam. Ja jeszcze dojrzewam i niestety nie ma w tym momencie znaczenia, jakiego mam instruktora. Tzn. włłaściwie powinnam powiedzieć, że ma i to ogromne, bo na tym etapie instruktor powinien być nawet bardziej psychologiem i coachem, niż instruktorem. Powinien wspierać, motywować i wykazywać się ogromną cierpliwością. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że taka była moja ostatnia instruktorka.
Niestety w szkole podstawowej nie zachęcano i nie wspierano, a jedynie twierdzono, że "trzeba". Pomijając jużż fakt, że godzin orientacji było mało, podejście do kursanta było złe. Akurat moja instruktorka była kochana, tylko miała zbyt mało czasu, ale jedna z Pań Tyflopedagog zmuszała mnie do chodzenia z laską poprzez przymusowe odrywanie mnie od koleżanek, z którymi chodziłam pod rączki, jak to w tym wieku.
I co?
I Pani Tyflopedagog do niczego mnie nie przekonała. Poszłam do klasy czwartej i sama z siebie zaczęłam chodzić po szkole.
Potem namawiano mnie, bym sama wychodziła do sklepu. Wiedziałam, że to konieczne, ale bardzo się bałam i traktowałam to jako przymus. I nagle, bez żadnych namów, na studiach sama stwierdziłam, że po prostu trzeba. Bałam się i nadal boję, bardzo się boję, ale dojrzałam do decyzji, że muszę i już. Pewnych rzeczy nie robię nadal. Powoli, bardzo powoli przezwyciężam strach i swoje ograniczenia.
I dlatego twierdzę, że instruktorzy powinni mieć przygotowanie psychologiczne.
Bo nie wszyscy są na tyle dzielni i niestety w wielu z nas tli się strach.
I trzeba go przezwyciężyć samemu, ale instruktor nie może popsuć tego procesu.
--Cytat (Dominiczkin):
To, co teraz napiszę absolutnie nie tyczy się do kogokolwiek z was, bo jak wiemy wszyscy jesteśmy różni, ale na swoim przykładzie wyciągnąłem z tego wniosek jeden. Ważne jest jaką kto ma orientację i jakich nauczycieli od tej orientacji ma, to wiadomo, ale ja przekonałem się, że ja akurat do samodzielnego poruszania musiałem dojrzeć i do tego jak się do tej nauki orientacji zabrałem. Przede wszystkim trzeba przełamać lęk przed poruszaniem się samemu, żeby później się naprawdę odważyć samemu wyjść. Orientacja jest ważna w najbliższym otoczeniu, ale prawdą jest, że nie jest możliwe nauczyć się orientacji tak, aby wszędzie bezbłędnie dojść, bo fakt, że tak, jak tu była mowa nie wiemy gdzie i kiedy wylądujemy. nie twierdzę zatem, że ktoś z was do tego nie dojrzał, ale należy wziąć ten fakt pod uwagę, że to bardzo istotna sprawa. Co do nauczycieli orientacji oczywiście również ma porównanie jeden był cierpliwy bardziej, drugi mniej, trzeci załatwiał swoje własne sprawunki w między czasie, a jeszcze inny od a, do z zajął się nauką mnie. Nauczycieli było sporo, ponieważ z różnych względów zmieniali się i to niekoniecznie dla tego, że mi nie odpowiadali. Był jeszcze taki nauczyciel, który jak się ze mną umówił, to później zawsze coś mu wyskakiwało jakaś pilna sprawa, albo wypadek, albo zdarzenie losowe, że nie mógł udzielić mi lekcji orientacji.

--Koniec cytatu
***Niezależnie od tego, czy zbudujesz swój dom na piasku czy na skale, przyjdzie burza.
20.11.2019 09:03

13 z 26: Mulka

Strach da się przezwyciężyć, gorzej, jeśli ktoś nie chce wychodzić sam, bo jest przekonany, że zawsze ktoś mu pomoże lub zrobi wszystko za niego. Znam paru takich i już mnie nie dziwi ich postawa, ale o ile brak pewności siebie można wyćwiczyć, na niechęć nic się nie poradzi, a pewnie im później, tym trudniej. Najpierw miałam orientację w Laskach. Nie szło mi za dobrze, bo często zmieniały mi się nauczycielki, a poza tym w końcu osiągnęłam wiek, kiedy wszyscy koledzy z klasy mielizajęcia trzy lub czterogodzinne, a mnie nie dało się wpasować tego do planu, bo zbyt późne powroty nie bardzo uśmiechały się mnie i reszcie rodziny. Wreszcie w klasie drugiej gimnazjum zapadła decyzja, że nie ma przeproś i dłuższe zajęcia są konieczne. Zaczęłam prawie od zera, a skończyłam na metrze. Nie będę wdawać się w szczegóły, bo Zuzler opisała procedury. W każdym razie, jak łatwo zauważyć, moja prowadząca bardzowiele mnie nauczyła, ale muszę stwierdzić, że jej metody nie zadziałałyby na wszystkich. Pani ta cechowała się złośliwością, często rzucała kąśliwe uwagi w najgorszych momentach. Na początku sprawiało mi to przykrość, ale po paru miesiącach przyzwyczaiłam się do tego stanu rzeczy. Gorzej, że jej inny podopieczny powiedział mi kiedyś, że orientalistka mówiła mu o moich słabych punktach, zatem dyskrecją nie grzeszyła. Jaka by nie była, dała mi dobre podstawy. Również zdecydowałam, że czas zacząć chodzić samodzielnie, ale w moim przypadku stało się to na początku liceum. Przed pójściem do masówki odbyłam parę zajęć z dość przeciętną, acz kompetentną i życzliwą panią, która jednak chwaliła moje umiejętności i widać było, że sama uczy bardziej zachowawczo. W liceum uczestniczyłam też w projekcie FIRR, dzięki któremu odbyłam sporo godzin orientacji po Warszawie. Tutaj trafiłam na nauczycielkę idealną: świetnie uczyła i miała nienaganne podejście, tzn. zwykle była opanowana, ale potrafiła pokazać charakter w kilku sytuacjach. Przez ostatnich kilka lat sporo nauczyła mnie mama, ale oczywiście nie mam z nią lekcji. Po prostu pojechała ze mną do kilku miejsc i pokazała charakterystyczne punkty, a czasem też wcześniej uprzedziła, co i jak, żebym łatwiej dotarła sama.

22.11.2019 17:08

14 z 26: Adrian

Siemka. Ja miałem dwie nauczycielki orjentacji. Pierwsza Pani uczyła mnie w ośrodku w Chorzowie. Nie lubiłem za bardzo tych lekcji bo jak to słusznie zauważył Dominiczkin nie byłem jeszcze dojrzały. Poza tym nie podobało mi się tamto podejście. Nie ważne było to gdzie ja chcę chodzić w tamtym miejscu. Trzeba mi było pokazać to co jest nie daleko szkoły i tyle. Kiedyś pamiętam jak dyro narobił mi smaka na samodzielny dojazd na co później Pani orjentatorka czy jak się ta specjalizacja nazywa powiedziała mi, że nauka samodzielnego dojazdu do domu to jest tylko dla tych, po których nie ma kto przyjechać. I czar prysł. Później miałem lekcje z następną Panią tylko, że w miejscu zamieszkania. Było naprawdę całkiem spoko tylko, że brakowało mi czegoś takiego jak jesteś w nieznanym miejscu co robisz. Też miałem do nauki trasy na których poruszam sie najczęściej i tylko tyle. Teraz już nie stawiam na żadnych orjentatorów. Znam metody poruszania sie z białą laską więc bardziej będę chciał nauczyć sie bardziej rozumieć komunikaty nawigacji i ogarniać tródniejsze trasy z kimś z rodziny i bardzo liczę na to, że jakoś dam radę.

28.11.2019 18:14

15 z 26: gadaczka

To jest utopia. Piszesz, że instruktor owinien być psychologiem i coachem. Zgadzam się, że odpowiednie podejście jest niezbędne, ale nie wymagajmy od instruktora orientacji przestrzennej miliona specjalizacji. Zobacz, piszesz ze swojego punktu, ale osoba słabowidząca mogłaby powiedzieć, że nauczyciel orientacji powinien być lekarzem, żeby zrozumiał jej ubytki w poluwidzenia, lub ostrości. Osoba głuchoniewidoma, u której niedosłuch jest silny mgłaby stwierdzić, że powinien potrafić komunikować się innymi metodami, bo w hałasie mogą się nie słyszeć. Kursant z cukrzycą prawdopodobnie czółby się pewniej mając za instruktora osobę z pielęgniarskimi umiejętnościami. To są zajęcia wymagające aktywności fizycznej, na których może spaść poziom cukru. Osoba z epilepsją także chciałaby kogoś z medycznym przygotowaniem itd. Gdyby instruktor miałbyć wszystkim, bardzo prawdopodobne, że paradoksalnie, nie byłby instruktorem. Do niego należy nauczyć delikwenta samodzielnego poruszania się.
--Cytat (Julitka):
Co do strachu i dojrzałości, w zupełności się zgadzam. Ja jeszcze dojrzewam i niestety nie ma w tym momencie znaczenia, jakiego mam instruktora. Tzn. włłaściwie powinnam powiedzieć, że ma i to ogromne, bo na tym etapie instruktor powinien być nawet bardziej psychologiem i coachem, niż instruktorem. Powinien wspierać, motywować i wykazywać się ogromną cierpliwością. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że taka była moja ostatnia instruktorka.
Niestety w szkole podstawowej nie zachęcano i nie wspierano, a jedynie twierdzono, że "trzeba". Pomijając jużż fakt, że godzin orientacji było mało, podejście do kursanta było złe. Akurat moja instruktorka była kochana, tylko miała zbyt mało czasu, ale jedna z Pań Tyflopedagog zmuszała mnie do chodzenia z laską poprzez przymusowe odrywanie mnie od koleżanek, z którymi chodziłam pod rączki, jak to w tym wieku.
I co?
I Pani Tyflopedagog do niczego mnie nie przekonała. Poszłam do klasy czwartej i sama z siebie zaczęłam chodzić po szkole.
Potem namawiano mnie, bym sama wychodziła do sklepu. Wiedziałam, że to konieczne, ale bardzo się bałam i traktowałam to jako przymus. I nagle, bez żadnych namów, na studiach sama stwierdziłam, że po prostu trzeba. Bałam się i nadal boję, bardzo się boję, ale dojrzałam do decyzji, że muszę i już. Pewnych rzeczy nie robię nadal. Powoli, bardzo powoli przezwyciężam strach i swoje ograniczenia.
I dlatego twierdzę, że instruktorzy powinni mieć przygotowanie psychologiczne.
Bo nie wszyscy są na tyle dzielni i niestety w wielu z nas tli się strach.
I trzeba go przezwyciężyć samemu, ale instruktor nie może popsuć tego procesu.
--Cytat (Dominiczkin):
To, co teraz napiszę absolutnie nie tyczy się do kogokolwiek z was, bo jak wiemy wszyscy jesteśmy różni, ale na swoim przykładzie wyciągnąłem z tego wniosek jeden. Ważne jest jaką kto ma orientację i jakich nauczycieli od tej orientacji ma, to wiadomo, ale ja przekonałem się, że ja akurat do samodzielnego poruszania musiałem dojrzeć i do tego jak się do tej nauki orientacji zabrałem. Przede wszystkim trzeba przełamać lęk przed poruszaniem się samemu, żeby później się naprawdę odważyć samemu wyjść. Orientacja jest ważna w najbliższym otoczeniu, ale prawdą jest, że nie jest możliwe nauczyć się orientacji tak, aby wszędzie bezbłędnie dojść, bo fakt, że tak, jak tu była mowa nie wiemy gdzie i kiedy wylądujemy. nie twierdzę zatem, że ktoś z was do tego nie dojrzał, ale należy wziąć ten fakt pod uwagę, że to bardzo istotna sprawa. Co do nauczycieli orientacji oczywiście również ma porównanie jeden był cierpliwy bardziej, drugi mniej, trzeci załatwiał swoje własne sprawunki w między czasie, a jeszcze inny od a, do z zajął się nauką mnie. Nauczycieli było sporo, ponieważ z różnych względów zmieniali się i to niekoniecznie dla tego, że mi nie odpowiadali. Był jeszcze taki nauczyciel, który jak się ze mną umówił, to później zawsze coś mu wyskakiwało jakaś pilna sprawa, albo wypadek, albo zdarzenie losowe, że nie mógł udzielić mi lekcji orientacji.

--Koniec cytatu

--Koniec cytatu
Dziękuję użytkownikom portalu Elten Link za możliwość obserwowania środowiska niewidomych. Stanowiło to dla mnie etap wstępny do pracy z niewidomymi na żywo.
13.01.2020 15:38

16 z 26: Mulka

Ale czy naprawdę trzeba być psychologiem i coachem, żeby powstrzymać się odzłośliwych uwag pod adresem ucznia, który jeszcze obawia się przechodzenia przez jezdnię lub, powiedzmy, wsiadania do pojazdów? Ja niby jestem wrażliwa, ale poradziłam sobie z tą sytuacją dzięki silnej osobowości, jednak znam osoby, które takie dogryzanie jeszcze bardziej by zniechęciło do działania. Zgadzam się z Julitką, bo przecież orientacja to rodzaj treningu, a dobry instruktor dostosowuje podejście do kursanta.

13.01.2020 16:14

17 z 26: gadaczka

Napisałam, że odpowiednie podejście jest niezbędne, ale nie wymagajmy od instruktora specjalizacji, których nie posiada.
Dziękuję użytkownikom portalu Elten Link za możliwość obserwowania środowiska niewidomych. Stanowiło to dla mnie etap wstępny do pracy z niewidomymi na żywo.
13.01.2020 16:25

18 z 26: Julitka

Gadaczko, gdzie ja napisałam o mnóstwie specjalizacji? Tu potrzebne są tylko trzy: cierpliwość, ugodowość i takt. I brak jednej: złośliwości. Jeżeli nie będziesz ich posiadać, nie będziesz dobrym instruktorem, zwłaszcza dla osób wrażliwych. Mogą one nawet odmówić usamodzielniania się...
***Niezależnie od tego, czy zbudujesz swój dom na piasku czy na skale, przyjdzie burza.
23.01.2020 08:04

19 z 26: gadaczka

Tak, ja ruwnież pisałam o konkretnych cechach harakteru, które są niezbędne. Pisałam jedynie o tym, że nie należy wymagać dodatkowych specjalizacji np. z psychologii.
A z tymi cechami to nie narodziłby się taki, który każdemu by dogodził. Jedni wolą spokojniejszego, inni energicznego. Jedni potrzebują, żeby ich głaskać po główce, a drudzy bez kopa w dupę nie ruszą.
Dziękuję użytkownikom portalu Elten Link za możliwość obserwowania środowiska niewidomych. Stanowiło to dla mnie etap wstępny do pracy z niewidomymi na żywo.
23.01.2020 10:38

20 z 26: Natalia2000


Hmm, miałam w swoim życiu ... siedmiu instruktorów, co rok, co dwa lata następowała zmiana, najwięcej wyniosłam od... dwóch.

14.08.2023 09:09

Wróć do listy wątków

1 z 2

Następna

Nawigacja


Copyright (©) 2014-2024, Dawid Pieper