Zalogowany jako: gość

Forum

Wątek: Wesele niewidomych

Wróć do listy wątków

2 z 2

Poprzednia

21 z 21: tomecki

Ano może teraz.
Faktycznie, mieliśmy taką imprezę i u nas to wyglądało mniej więcej tak: Tak w ogóle warto pamiętać, że z reguły nowożeńcy na własnym weselu bawią się najgorzej, bo: najpierw to całe wesele trzeba ogarnąć czyli załatwić picie, jedzenie, ciasta, dowóz, dekoracje, kościół, o ile ktoś skorzysta, papierkologię, zespół czy tam dj-a, salę i milion innych rzeczy. Część z tego w niektórych przypadkach np. gdy taka tradycja załatwiają rodzice, ale z reguły i tak jest tego sporo. U nas było koło trzydziestu niewidomych i prawdę mówiąc problem mieli z tym ci, którzy nie przyzwyczajeni do nowego czyli hm... powiedzmy, żyjący nieco wolniej i spokojniej niż mieszkańcy wielkich miast. U nas, jako że wesele góralskie, a przy najmniej częściowo, bo moja luba spod samiuśkich Tater to bryczki były. Konkretniej z dziesięć więc chyba wszystko ślepe się zmieściło i zawiezione zostało.
na wesele większość niewidomych siedziała przy jednym, długim stole. Oczywiście część miała osoby towarzyszące, a kilka z tych towarzyszy wzrokiem dysponowało w mniejszym lub większym stopniu, więc było komu polewać. Na parkiet kilka osób wyszło i chyba dali radę. W każdym razie złamanych rąk, nóg ani innych uszkodzeń nie stwierdzono. Swoją drogą ciekawą metodę na synchronizację etylową zastosowali. Jeden pełnym głosem inicjował "trzy", potem już większość radośnie i równie głośno dołączała: "czte... ry" i w górę serca. Mimo, że zespół grał co się zowie, synchronizować mogło się na spokojnie tak z pół sali. Osobną sprawą była aktywność na parkiecie. Zabawy z reguły nie cieszyły się jakimś szczególnym zainteresowaniem, chociaż z tego, co wiem kilkoro zawodników jak najbardziej widzących miało znacznie większe problemu w ogólnym ogarnianiu rzeczywistości włącznie z tym, że jeden taki na zabawach przysypiać raczył i pół sali budziło gościa krzykiem wielkim motywując do działania, więc myślę, że dałoby radę, aczkolwiek chyba chęci było niezbyt wiele. Mimo to aktywność, a jakże, była, ale nieco mniej typowa. To, że na weselach goście, odczuwając ból istnienia, lub przeciwnie, radość wielką, a wspaniałą dochodzą do wniosku, że śpiewać każdy może. Zawłaszczają więc mikrofon i dawaj, wyciskać pot z ulubionego przeboju, który mimo, że z reguły nie stanowi arcydzieła, to i takiego szkoda. Nie u nas takie numery! Te niewidome, to coby nie mówić, często gęsto śpiewać umiejo. Grać też więc nie tylko mikrofon, ale i klawisz był w użyciu, a piosenki też raczej nietypowe na polskim weselu, co absolutnie nie znaczy, że źle wyszło. Z resztą potem się okazało, że jednego z niewidomych gości rozpoznała wokalistka zespołu, będąca instruktorką na jakichś warsztatach wokalnych czy czymś takim. Świat jest mały.
Z tego wszystkiego można wysnuć wniosek, że jeśli na weselu jest jedna lub kilka niewidomych, giną w tłumie. Jeśli jest kilkadziesiąt to potrafią mieć niemały wpływ na to, co się dzieje na sali, a czy on jest negatywny, czy pozytywny, zależy od tychże osób.

20.05.2021 17:17

Wróć do listy wątków

2 z 2

Poprzednia

Nawigacja


Copyright (©) 2014-2024, Dawid Pieper